Kultura i standardy jazdy w Arabii Saudyjskiej
Boże Narodzenie w Arabii Saudyjskiej, część współ-szósta (27 XII 2024)
Jako, że 27 grudnia wypadał w piątek, oznaczało to dwie rzeczy: 1) nadszedł lokalny dzień świąteczny oraz 2) gwarancję zamknięcia się niektórych atrakcji. To dlatego większość dnia nasze zwiedzanie odbywało się z samochodu. Z tego również powodu dzisiejszy post będzie miał nieco inny charakter, bowiem oprócz opisu dnia poruszę także lokalne obyczaje w ruchu drogowym.
Specjalna wzmianka oraz dedykacja należą się mojemu tacie, który jako pierwszy w moim otoczeniu odkrył uroki Arabskiej jazdy oraz Jamesowi Breakwellowi, którego mogę zapewnić, że jego niechęć do spróbowania jej kiedykolwiek (wyrażona w odpowiedzi na mój komentarz pod jego postem) była w pełni uzasadniona. Moim zdaniem nie jest to dla każdego, ale najlepiej się o tym przekonać próbując osobiście.
Przynajmniej te pasy [wyłączenia] zapadną Ci w pamięć, tak jak mojemu tacie jeżdżenie w Arabii Saudyjskiej (gdzie często lata w związku ze swoją obecną pracą). Wielokrotnie mi opowiadał (oraz pokazywał zdjęcia) jak tam mają wiele ciekawych zwyczajów, np. progi zwalniające wymuszające spowolnienie niemal do zera, bo inaczej urwie zawieszenie, jak również odjechane praktyki kierowców, takie jak pięć aut ustawiających się równolegle na trzech wytyczonych pasach czy minimalna ilość drogowej uprzejmości, co przejawia się nie przepuszczaniem pieszych ani nie pozwalaniem na włączenie się z drogi podporządkowanej. Z jego opowieści wynika, że Królestwo to inny drogowy świat.
(…)
Na co James odpowiedział: “Zdecydowanie nie nadaję się do jazdy w Arabii Saudyjskiej. Miałbym załamanie nerwowe ledwo wyjeżdżając z parkingu”
Dla nieprzyzwyczajonych może początkowo szargać nerwy. Ale do tego doj(e)dziemy wkrótce, przeplatając opowieść drogową wydarzeniami dnia. Ten rozpoczął się na dobre, gdy po zapakowaniu wszystkiego do samochodu opuściliśmy hotel. Korzystając z niewielkiego ruchu w związku z piątkowym świętem podług lokalnego prawa, tradycji i obyczaju, udaliśmy się na przejażdżkę promenadami Khobaru, Dammamu i Ras Tanury. Ulice były niemal puste, z rzadka mijał nas inny samochód, a minibusy odwożące na co dzień robotników do pracy zniknęły z dróg, pojedyncze stały zaparkowane na placach i niestrzeżonych parkingach. Podobnie miała się sytuacja ze szkolnymi autobusami.
Tak to trzymając się brzegu Zatoki dotarliśmy do pewnego cypla, z którego rozciągał się widok na port w Dammam i okolice. Obeszliśmy wkoło widokową promenadę, robiąc zdjęcia i głaskając dzikie koty (przez co odrobinę zatęskniliśmy za naszą kicią). Po wewnętrznej mieliśmy strefę piknikową, gdzie całe rodziny relaksowały się korzystając z wolnego dnia.




Gdy zakończyliśmy ten krótki spacer, wróciliśmy do auta i pojechaliśmy kawałek na północ, do miejsca zwanego Mangrove Park. Był to ośrodek plantacji i kultywacji Mangrove’u, zbudowany przez Saudi Aramco. Składał się on z kilku ogrodzonych cieplarni służących hodowaniu tej rośliny oraz części widokowej, którą stanowiła platforma prowadząca przez kilkaset metrów porostów i krzewów. Wejście do parku stanowił jedyny w okolicy budynek, mający w środku toalety, hol, punkt informacyjny z monitoringiem i ochroną, wystawę przyrodniczą w formie tablic informacyjnych, akwarium oraz samoobsługowy sklepik. Zwłaszcza ten ostatni przykuł naszą uwagę na dłużej, czekało nas w nim bowiem małe zaskoczenie. Sklepik był w rzeczywistości regałem z położonym na szczycie terminalem płatniczym do self-checkoutu, na którego półkach leżały słodycze. Wśród nich ku naszej uciesze było kilka batoników rodzimej produkcji! Od dawna widok Grześków z napisami po polsku nie sprawił mi takiej radości. Z tego też powodu udokumentowałem na załączonym zdjęciu dalekie macki eksportu naszej branży cukierniczej.


Po wyjściu z budynku skierowaliśmy się na platformy wśród krzewów. Spacer do punktu widokowego na końcu trasy zajął nam kilka minut, przerywanych mijankami z innymi turystami, głównie hindusami oraz podziwianiu krabów buszujących w sitowiu i piasku. Rozejrzeliśmy się dookoła na finiszu i wróciliśmy do brzegu, po czym spędziliśmy moment na podziwianiu widoków z perspektywy tarasu na dachu budynku i umieszczonych tam lornetek. Gdy uznaliśmy, że już się wystarczająco napatrzyliśmy, wróciliśmy na trasę przejazdu.






Na pożegnanie z rejonem Zatoki Perskiej i Prowincją Wschodnią odwiedziliśmy jeszcze z perspektywy przejażdżki samochodem miejsca związane z początkami taty w Arabii Saudyjskiej. Udaliśmy się do Ras Tanury zobaczyć willę pracowniczą, w której personel jego firmy nocuje podczas wizyt projektów w regionie (wystarczył tour wzdłuż fasady, wnętrze bowiem mogliśmy zobaczyć niejednokrotnie podczas rozmów wideo), a także lokację istotną w historii rozwoju firmy - farmy o nazwie Chicken Ranch, która była miejscem pierwszego wygranego i wykonanym przez spółkę projektu. Oba te miejsca znajdowały się przy niezbyt ruchliwych uliczkach, z dala od głównych arterii i wyboistych progów zwalniających.
Ruszaliśmy wreszcie w drogę powrotną do Rijadu. Autostrady powiodły nas przez pustynię, która mieniła się wieloma odcieniami żółtego i beżowego koloru. Jeśli jesteś przyszłym użytkownikiem arabskich dróg, oto kilka porad dla Ciebie: Limity prędkości na drogach szybkiego ruchu to 100, 120 i 140 km/h, zależnie od rodzaju pojazdu i uwarunkowań terenowych. A to przy założeniu, ze odczytasz je ze znaku, bo mniejsze ośrodki nie stosują cyfr arabskich (tu zwanych zachodnimi) lecz lokalne (arabskie sensu stricte). Lecz strzeż się śmiałku, który chciałbyś je przekroczyć - większe drogi są równiutko obstawione fotoradarami (przykłady z dołu). I to nie jasno oznakowanymi jak w Polsce, ale kamuflowanymi by wyglądały np. jak wyrzucony klimatyzator czy śmieszna latarnia uliczna. Czasem po partyzancku łapią kierowcę kamery rozstawione z boku drogi jakby kręcono tam film dokumentalny. Drżyj przed nimi, amatorze szosowego szaleństwa - nie li tylko za piractwo drogowe, ale i jazda bez zapiętych pasów czy z telefonem w ręku będzie namierzona i przyniesie mandat o srogiej stawce (tata zaliczył kiedyś niechlubny dublet, ruszając z ulicznego parkingu - pasy i telefon). Choć kary za prędkość są i tak małe w porównaniu do mandatów za przejazd na czerwonym świetle - 3000 SAR piechotą nie chodzi! Uważaj również na tych, którzy postanowią być szybsi od ciebie - zamiar wyprzedzania oznajmią ci jazdą na zderzak i poganiaczami znacznie bardziej agresywnymi od ich polskich odpowiedników. Objadą cię z lewej, prawej, a nawet poboczem, jeśli standardowa trzypasmowa droga okaże się za wąska. Truckersi będą raczej trzymać się prawej, choć i im zbierze się czasem na wyprzedzanie, albo na przewóz ładunku wystającego poza szerokość pasa. Z tego powodu oraz przez randomowe zjeżdżanie niektórych na offroad zalecane jest unikanie prawego pasa i gnanie środkowym bądź lewym. Gdy trafisz na wolniejszego, zamanifestuj jazdą na zderzak by cię przepuścił, inaczej tamten nie załapie twojego zamiaru. Choć na ich drogach bywa nerwowo, jest tu spokojniej niż jeszcze parę lat temu, gdy wszyscy bardziej ryzykowali za kółkiem.




Przy checkpointach wskazana jest spokojna jazda i unikanie atencji policji drogowej, która pełni rolę arbitra w ustalaniu winy wypadków drogowych. Biada ci, jeśli spróbujesz wejść z nimi w dyskusję - oni nie są od ich prowadzenia. Wypadek jednak widzieliśmy tylko jeden, gdzie dwa samochody zderzyły się i czekały na przyjazd mundurowych. Więcej spotyka się tu incydentów typu przytarcie/porysowanie samochodu, widok auta z szramami czy sporymi wgnieceniami w karoserii nie jest tu niczym niezwykłym. Mimo to lepiej nie zahaczyć nikogo, są bowiem tacy skłonni gonić cię aż do uzyskania satysfakcji, tak jak ten Arab ścigający Hindusa dzień wcześniej. W mieście częstym widokiem jest pięć kolumn na trzech pasach ruchu, absolutny brak zważania na pieszych, przez co lepiej unikać przejść bez świateł. Z drugiej strony ludzie często lezą beztrosko, o czym też trzeba pamiętać. Kolejna sprawa to nigdy, przenigdy nie lekceważ progów zwalniających - tutaj są one strome i urwą ci zawieszenie przy prędkości wyższej niż kilka na godzinę. Do tego zapomnij o wpuszczaniu z drogi podporządkowanej - taka uprzejmość rzadko jest tu spotykana. W korku musisz mieć oczy dookoła głowy, zwłaszcza na skuterze, które kierowcy dostrzegają tu jeszcze rzadziej niż w Polsce. Ogólnie brak zdecydowania i szybkiego wyboru manewrów jest tu kosztowny na nerwach i często portfelu. Saudyjska kultura jazdy nie jest dla ludzi o słabej psychice.
Pora obiadokolacji nadeszła akurat w momencie, w którym mieliśmy zjechać na MOP-a w celu dotankowania. Postoje takie oprócz stacji benzynowej mają także budynek z serwisem, myjnią, sklepem z oponami, kilka fast foodów i meczet podróżny, niczym niemiecki autobahnkirche. Z tego powodu pasuje do niego nazwa używana przez Australijczyków na ichniejszy odpowiednik stacji benzynowej podróżnej połączonej z serwisem samochodowym, czyli Servo. Można tu zjeść, zadbać o samochód, uzupełnić paliwo i odbyć zadane przez Koran modlitwy. Na stacji pompy obsługiwane są przez pracowników zarobkowych, którym należy wydać dyspozycję dot. rodzaju paliwa i jak dużo nam potrzeba oraz metody płatności. Najczęściej robi się to taką formułką, jaką miałem przyjemność wygłosić, a którą tata wielokrotnie używał podczas rozmów na zestawie głośnomówiącym z nami.
Hello. Ninety-One. Full. [No] Fattura. MasterCard OK?
Dostępne są trzy rodzaje paliw: benzyna 91, benzyna 95 oraz diesel. Ceny są ustalane przez państwo i identyczne na wszystkich stacjach. W ostatnich czasach były podwyżki, przez co dla powyższych rodzajów kształtowały się “drogie” odpowiednio: 2.18 SAR, 2.33 SAR oraz 1.16 (na dieslu mało kto jeździ, a miesiąc po naszej wizycie cena wzrosła do 1.66). Mało kto bierze mniej niż do pełna. Fattura to fałszywy przyjaciel, bo oznacza paragon, nie fakturę. Pytanie o kartę powoli przestaje być konieczne, ale są jeszcze w kraju stacje nieposiadające terminala.
Na obiad poszliśmy do pakistańskiej restauracji, polecanej przez tatę. Jedzenie było smaczne, choć ostre. Po obiedzie przeszliśmy się po parkingu i obok meczetu, który poza półksiężycami łatwo można było poznać po butach zostawionych przed wejściem. Arabowie najczęściej jeżdżą markami azjatyckimi (tu królują Toyota, Honda, Nissan oraz producenci chińscy) i amerykańskimi (głównie Chevrolet, Cadillac, GMC i Ford). Auta europejskie, zwłaszcza niemieckie, to tutaj luksusowa rzadkość. Stąd jak tata chwali się, ze w Polsce my tak jak i inni ludzie mają głównie Audi, BMW i Volkswageny, to dodaje mu prestiżu w oczach partnerów negocjacyjnych.
Był już wieczór gdy dojechaliśmy do hotelu i rozpakowaliśmy się. Kolację postanowiliśmy zjeść w formie przekąsek zakupionych w markecie ““, lokalnym odpowiedniku Biedronki/Walmartu. Pojechaliśmy zatem do lokalu na skraju reprezentacyjnego deptaku, gdzie nabraliśmy lokalnego śmieciowego jedzenia i drinków, po czym wybraliśmy się na spacer całością alei do centrum miasta i z powrotem do samochodu. Mijaliśmy ogródki stołecznych knajpek, pełne ludzi oglądających transmisje meczów eliminacji Mundialu, oraz deptaki wypełnione tłumami spacerowiczów, głównie rodzin z dziećmi i grup młodzieży. Kierowaliśmy się na zachód aż do zgrupowania budynków przypominających wizualnie centrum naszej stolicy, przezywając to miejsce “Little Warsaw”.
Podczas spaceru umknął mojej uwadze pewien szczegół, który tata i Antek byli łaskawi przekazać mi pod koniec dnia. Otóż moja sylwetka i strój miały budzić szczególne zainteresowanie Arabek, którym zdaniem moich krewnych miałem się podobać. Zdziwiłem się, bo mój wygląd zewnętrzny dotychczas nie budził większej ciekawości płci przeciwnej, ale nie przywiązałem do tego dłuższej uwagi.