Pets in my life, part 1 | Zwierzęta domowe w moim życiu, część 1
The dog and the rats | Pies i szczurki
The opposition from my parents
Up to date, having pets was always a roller-coaster of emotions and provider of big nerves in my family. The biggest opposition was always coming from my mum, but her reasons were logical (though not all of them actually took place). She (and partially dad too) was concerned whether we (because it was usually the joined begging from me and my brother Antek) will be properly responsible for our hypothetical pets. Dad’s talk through the duties of dog owner had successfully cured us from the desire of having it. I don’t remember what exactly he said, but it was something about everyday walks and outdoor bath that became for us the ultimate argument against.
Similar countering occurred sometime around 2006, when a stray cat wandered to our entrance door. We wanted to keep him, but our parents didn’t. So first, dad tried to find owner, and then, after no one answered his search, he gave that cat to our neighbours, who agreed to keep him, which lasted for a few years until he died. In the meantime, dad also took him to the vet for treatment and he named him either “black puma” or “black lion”, as his fur was all black. The neighbours renamed him to “Pumeks”, which means pumice in Polish.
Burek (dog)
Yet despite those cons, we had for a brief moment a dog in our house. His name was Burek and it was a mongrel. Burek was “inherited” by my aunt Marzena and uncle Bogdan with the house, when they had bought it from the lady owning it previously. We took care of him when we started the watchover of their home, after they went abroad for work to Switzerland and Germany. Burek didn’t like me (at least that’s what my parents say, because I remember him very briefly) and maybe that’s why I don’t like dogs too much. One day in mid 2000s, Burek got loose from the leash he was on, ran outside our front gate and disappeared, never to be seen again. We conducted a search on our street and in the neighbourhood, but we failed to find him. The fate of Burek is unknown to this day, but the most likely scenarios are he either died of starvation or being eaten by some predator wildlife in the forests nearby, or that he was kidnapped. We will never know.
The area where Burek’s kennel and dog run was located. The picture is from 2008 or 2009, so the place was already reorganised | W tym miejscu Burek miał swoją budę i wybieg. Zdjęcie pochodzi z 2008 lub 2009, więc okolica została już urządzona na nowo
Remia & Gienia (rats)
The topic of having pets has been then absent for a couple of years. After we moved into our current house and settled with everything, I along my brother Antek asked if we can have some small pets, for example rodents. We assured our parents we are responsible enough to take care of them, so after some time they agreed for us having rats, because they thought “rats are wise animals, perfect for you to start” or something similar. The only other condition set by mum and dad was we were going to take female pets, as they considered them to be more calm and easier to deal with for us.
Remia on Antek’s hands. Early 2012 / Remia na rękach Antka. Początek 2012
Fun fact: this is made by my mum fleece sweatshirt / Ciekawostka: polar domowej roboty uszyła mama
In November of 2011 we went to the pet shop in the shopping centre dad was manager of at the time to get our new small friends. First there was Remia, named after the main rat character of “Ratatouille” movie, Remy. Because at the introduction she pooped on me, it was decided she’ll be Antek’s one. There was no other female at the time, so we returned there a week later and picked up Gienia (named after the polish language version of the oldest car’s name from Radiator Springs in “Cars”). My youngest brother, Ignac, wanted to have his rat too, but his begging was rejected, as the parents deemed him to be too young to handle such responsibility.
We were feeding them in their cage and washed it at least twice a month, as well as exchanging the grit. Everyday we would also take them to walk on our shoulders and arms. For some time, we were also building for them labyrinths from LEGO Duplo, where the rats’ task was to find the way to some food. Sometimes they got loose in the house, and we had to make them go outside from under the sofa. For safety concerns they were never put outdoors. If the whole family was going for a trip, they were left at the house of Mrs. Joasia, dad’s job colleague, with her watching over them upon our return.
Despite a few control visits to the vet, the rats’ health was good until August of 2013, when suddenly one evening Remia stopped eating and moving inside the cage, and when picked up dad discovered she was bleeding. As it was late, we weren’t able to get her to the vet, but it wouldn’t help, as she passed away an hour or two later, which left us very upset, especially Antek. On the next day we held a “funeral” – we put Remia’s remains into a shoe box and had her buried in the garden. We don’t know the reason for her death, but we can rule out cannibalism.
Rats in their cage in Antek’s bedroom: Remia on the left, Gienia on the right / Szczury w swojej klatce w pokoju Antka: Remia po lewej, Gienia po prawej
Picture taken on 3rd of August 2013, just few days before Remia’s passing. / Zdjęcie zrobione 3 sierpnia 2013, na kilka dni przed śmiercią Remii
Gienia died in May or June of 2014 and was buried alongside her former companion. We decided that due to many upcoming travels having new rats would be problematic, as we didn’t want to take them with us on trips and had nobody willing to take care of them for us, as we didn’t want to bother Mrs. Joasia anymore. We also felt a bit tired with keeping the schedule of cleaning the cage, so it was settled there will be a pets hiatus in our family.
Few more pictures can be seen below in the polish part, so keep scrolling if you want to see them.
That’s all for now. The second part (not necessarily the next post) will contain the story of our current family cat. See you in my other works.
Max
Opór rodziców
Od zawsze temat posiadania zwierząt domowych w mojej rodzinie oznaczał emocjonalny rollercoster i ogrom nerwów. Największy sprzeciw zwykle wychodził od mamy, niemniej jej argumenty miały sens (nawet jeśli nie wszystkie z nich się wydarzyły). Częściowo wraz z tatą, wyrażała wątpliwości, czy podołamy (wraz z moim bratem Antkiem, gdyż zazwyczaj prosiliśmy o zwierzątko razem) odpowiedzialności za naszych “braci mniejszych” jako ich właściciele/opiekunowie. Tatowy opis obowiązków posiadacza psa wyleczył nas skutecznie z chęci opiekowania się nim. Nie pamiętam dokładnie, jak brzmiał tamten opis, lecz mówił coś o codziennych spacerach i kąpaniu go na zewnątrz, co stało się ostatecznym argumentem przeciwko.
Podobny sprzeciw miał miejsce mniej więcej w 2006, gdy do naszych drzwi przybłąkał się zdziczały kot. Chcieliśmy wraz z bratem go zatrzymać, lecz rodzice nie mieli takiego pragnienia. Początkowo tata chciał odnaleźć jego właściciela. Gdy jednak ten nie zgłosił się, kot został sprezentowany naszym sąsiadom, którzy zgodzili się zatrzymać go, co miało miejsce aż do jego śmierci kilka lat później. W międzyczasie tata zabrał go do weterynarza na leczenie i usunięcie kleszczy, a także nadał mu imię “czarny lew” albo “czarna puma”, ponieważ jego futro było w całości czarne. Sąsiedzi przemianowali tego kota na “Pumeks”.
Burek (pies)
Pomimo powyższych wątpliwości, przez krótki czas mieliśmy psa w domu. Wabił się Burek i był to kundel. Był on przejęty przez ciocię Marzenę i wuja Bogdana wraz z ich obecnym domem, kiedy kupowali go od poprzedniej właścicielki. Burek stał się zwierzęciem domowym naszej rodziny, kiedy wprowadziliśmy się do domu wujostwa, by się nim opiekować podczas ich wyjazdu za pracą do Szwajcarii i Niemiec. Ten pies nie lubił mnie (a przynajmniej tak twierdzą rodzice, bo ja pamiętam go jak przez mgłę) i być może przez to niespecjalnie lubię psy. Pewnego dnia w połowie lat dwutysięcznych Burek zerwał się ze smyczy, przebiegł przez bramę wjazdową na działkę i zniknął bez wieści. Nigdy więcej go nie zobaczyliśmy. Wyruszyliśmy na poszukiwania na naszej ulicy, w okolicy i sąsiedztwie, ale nie znaleźliśmy go. Dalsze losy Burka to najprawdopodobniej śmierć z głodu lub w wyniku upolowania przez jakieś dzikie zwierzę, ewentualnie porwanie. Raczej się nie dowiemy.
Remia i Gienia (szczurki)
Na kilka kolejnych lat temat zwierząt domowych przestał funkcjonować. Zmieniło się to dopiero, gdy zakończyliśmy przeprowadzkę do naszego obecnego domu. Wtedy razem z moim bratem Antkiem zapytaliśmy rodziców, czy moglibyśmy opiekować się mniejszymi zwierzętami, na przykład jakimiś gryzoniami. Zapewniliśmy mamę i tatę, że jesteśmy wystarczająco odpowiedzialni, by przyjąć na siebie taki obowiązek. Po jakimś czasie zgodzili się, abyśmy opiekowali się szczurkami. Ich wytłumaczeniem, dlaczego akurat taki gatunek, było coś w stylu “szczury to niezwykle inteligentne zwierzęta, doskonałe na początek”. Jedynym dodatkowym warunkiem było wzięcie pod opiekę samiczek, ponieważ miałyby one być bardziej spokojne, a przez to łatwiejsze dla nas do pilnowania.
Gienia inside the cage in Antek’s room. The yellow liquid in the dispenser is probably water. In the background there are our beds, the one with the bars was my brother Ignac’s (it was the time when all of us children were sleeping in Antek’s room). January 2012 | Gienia w klatce w pokoju Antka. Żółta ciecz w dozowniku to prawdopodobnie woda. W tle nasze łóżka, zakratowane było Ignacowe (w tamtym czasie wszyscy spaliśmy w pokoju Antka). Styczeń 2012
W listopadzie 2011 udaliśmy się do sklepu zoologicznego w centrum handlowym, którego dyrektorem wtedy był tata, by znaleźć naszych nowych małych przyjaciół. Najpierw była Remia, nazwana tak na cześć głównego szczurzego bohatera filmu “Ratatuj”. Ponieważ podczas zapoznania w sklepie narobiła na mnie, zdecydowaliśmy, że będzie bardziej należała do Antka. Jako, że w sklepie nie było tamtego dnia więcej samic, postanowiliśmy wrócić po drugą innego dnia. Po tygodniu stadko ukompletowała Gienia, nazwana tak na cześć pobocznej bohaterki filmu “Auta”, mieszkanki Chłodnicy Górskiej. Mój najmłodszy brat, Ignac, także chciał mieć szczurka, ale jego prośbę rodzice odrzucili, gdyż rodzice uważali go za zbyt małego na taką odpowiedzialność.
Karmiliśmy je w klatce, którą myliśmy przynajmniej dwa razy w miesiącu, tak samo często jak zmienialiśmy żwirek na dnie. Każdego dnia braliśmy je na ręce oraz pozwalaliśmy im biegać po naszych ramionach. Przez jakiś czas budowaliśmy dla nich labirynty z klocków LEGO Duplo, gdzie na końcu trasy czekały na nie przysmaki. Czasami nam uciekały, przez co musieliśmy wyciągać je na przykład spod sofy. Ze względów bezpieczeństwa nigdy nie zabieraliśmy szczurków na zewnątrz. Gdy czekał nas dłuższy wyjazd, czekały na nasz powrót pod opieką Pani Joasi, koleżanki taty z pracy.
Pomimo kilku kontrolnych wizyt u weterynarza, zdrowie szczurków było OK aż do sierpnia 2013, kiedy pewnego wieczoru Remia przestała jeść i ruszać się w klatce. Gdy tata ją podniósł, okazało się, że krwawi. Ponieważ było późno, nie mogliśmy pojechać do weterynarza, lecz to niewiele by pomogło, bowiem Remia padła około dwóch godzin później. Wpadliśmy w przygnębienie, zwłaszcza Antek, a następnego dnia zrobiliśmy jej “pogrzeb”, czyli włożyliśmy truchło do pudełka po butach i zakopaliśmy w ogrodzie. Nie znamy faktycznej przyczyny śmierci Remii, lecz możemy wykluczyć kanibalizm.
Gienia, April 2012 | Gienia, kwiecień 2012
Both Rats in their sleeping house. January 2012| Oba szczurki w ich domu sypialnym. Styczeń 2012
Gienia zdechła wiosną 2014 i pochowaliśmy ją w okolicy jej dawnej towarzyszki. Zdecydowaliśmy, że z powodu natłoku podróży i niechęci do dalszego kłopotania Pani Joasi, a także braku chętnych do opiekowania się naszymi zwierzętami podczas naszych nieobecności nie będziemy brać kolejnych zwierząt domowych przez jakiś czas. Ponadto razem z Antkiem czuliśmy się trochę zmęczeni koniecznością mycia klatki, więc decyzja o przerwie od pupili zapadła.